Rebelia olimpijsko ugrzeczniona
Początki romansu igrzysk olimpijskich ze snowboardem nie zapowiadały tak wielkiej miłości. Wydawało się, że po pierwszej randce w Nagano w 1998 r. może dojść do szybkiego rozstania. Ani bowiem snowboard nie pokochał igrzysk, ani vice versa.
Jeżdżący na jednej desce sportowcy są dziś oczkiem w głowie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego (MKOl) i pupilkami telewizji – na najważniejszym rynku, amerykańskim, to snowboard jest najchętniej oglądaną dyscypliną. W Pjongczangu wśród uchodzących niegdyś za niepasujących do olimpijskiego towarzystwa sportowców rozdanych zostanie 10 kompletów medali w pięciu konkurencjach. Więcej finałów będzie tylko w klasycznych dyscyplinach, obecnych w programie od zawsze: narciarstwie alpejskim, biegach, biatlonie i łyżwiarstwie.
„Po zakończonych zawodach zobaczyłem siedzącego samotnie na pustych już trybunach Jake'a Burtona. Podszedłem do niego i przez minutę lub dwie patrzyliśmy bez słowa na tor. W końcu zaczęliśmy rozmawiać. Spytałem go, czy wierzy, że jesteśmy na igrzyskach, że to, co rozpoczęliśmy na małych oblodzonych wzgórzach, w puchu, poza trasami, w tych częściach gór, gdzie nielegalne było wchodzenie, skończyło się na igrzyskach. Nie chcę trywializować, ale myślę, że podobnie musieli się czuć naukowcy pracujący nad bombą atomową. Osiągnęli coś niesamowitego z punktu widzenia nauki. Ale pojawiła się też refleksja: »Mój Boże, jakie zło obudziliśmy«". Tak debiut snowboardu na igrzyskach w Nagano 20 lat temu wspomina jeden z pionierów jazdy na desce Brad Stewart. Najpierw sam był profesjonalnym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta